FOTOGRAFIA

SŁOWO WSTĘPNE.


HasselbladPrzeszło 160 lat historii, w 1839 roku Louis Daguerre pierwszy raz zademonstrował członkom
A dzisiaj hobby milionów ludzi. Do tej pory jakiś tam aparat, rolka filmu, później odbitki odebrane od fotografa - takie hobby ograniczone, hobby zależne, a dzisiaj ?. Pełna władza nad efektem końcowym, od momentu wciśnięcia migawki aż do momentu wyjęcia odbitki z drukarki, a co teściowa krzywo zerka z prawej strony zdjęcia, to sru ją w fotoszopie na jakąś długonogą blond podmienić, w miejsce Tico wstawiamy Mercedesa, co z tego że wakacje spędzone na działce, sru i już siedzimy pod palmami Sri Lankii, znajomym tak mimochodem pokazujemy, żeby im kopary do parteru spadły. Czyż to nie jest wspaniałe.
Francuskiej Akademii Nauk sposób uwieczniania obrazów na posrebrzanych miedzianych płytach.

Hasselblad
Tak na serio fotografię traktuję jako swoje drugie hobby, czy też raczej pasję, celem moim nie jest stać się profesjonalistą, a jedynie przestać
ROBIĆ ZDJĘCIA, A ZACZĄĆ ROBIĆ FOTOGRAFIE.
Moje zainteresowania malarstwem dalej są aktualne jedynie w pewnym momencie zmieniłem narzędzie przesiadając się z palety na aparat cyfrowy i komputer. W tym co robię jestem powiedzmy
"w miarę świadomym amatorem".




JEDYNA PRAWDZIWA HISTORIA APARATU CYFROWEGO.


Fotografia od najmłodszych lat zawsze mi towarzyszyła w życiu, począwszy od lat siedemdziesiątych przez moje ręce przeszło kilka zdać by się mogło całkiem fajnych aparatów, od ZORKI poprzez SMIENĘ 8M aż po kultowego ZENITA E. Niestety nadeszły wspaniałe lata osiemdziesiąte, pierwsze komputery domowe, pierwsze otwarte złamanie kości podudzia, pierwsza randka, pierwsza butelka wina RAMBO. Nie wiem czy mogę się nazwac prekursorem tak zwanej fotografii cyfrowej, ale z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć że w roku 1985 wyprzedzałem epokę. Klasa maturalna, w zanadrzu wakacje , ZENIT , którego wtedy miałem był aparatem dość ciężkim, nieporęcznym , dodatkowy brak fotolabów i ta niepewność (wyjdzie, czy też nie) skłoniły mnie jak ongiś twórcę Polaroida do poszukiwań innej drogi, tak narodziła się fotograf CYFROWA. Jako że nikt przede mną nie robił niczego podobnego moje prace poprzedzone były silną podbudową teoretyczną z zakresu elektroniki, informatyki, mechaniki precyzyjnej i optyki. Pół roku studiów teoretycznych i wreszcie rozpocząłem pracę nad pierwszym na świecie kompaktowym aparatem cyfrowym.

Jako body użyłem obudowy z magnetofonu szpulowego ZK140 T. Modyfikacji poddałem przede wszystkim elektronikę, wyciąłem z płytki blok wzmacniacza, zasilacz i kondensatory, co później okazało się wielkim błĘdem. Otwory po tależach napędowych tasmy zasklepiłem płytą wiórową.
Problem pierwszy MATRYCA. MATRYCA była cztero elementowa; inaczej 4 pixelowa zrobiona z mydelniczki, czterech fototranzystorów przysłoniętych barwioną folią na kolory : czerwony, zielony, niebieski i czwarty element w kolorze szmaragdowym ( patrz obecne matryce SONY ) interpolacja sprzętowa uzyskana poprzez wybicie dodatkowych czterech otworów gwoździem 12 calowym. Jako SZKŁO zastosowałem obiektyw z rzutnika do przeźroczy firmy PREXER po wcześniejszym usunięciu soczewek; miało to niebagatelny wpływ na jasność obiektywu. Aparat generalnie miał pracować w trybie pełnego automatu, trybie preselekcji czasu i trybie manualnym. Najgorsza była preselekcja czasu, zastosowałem migawkę mechaniczną szczelinową zrobioną z kawałka barwionej na czarno blachy i grzebienia oraz sprężyn z zegara ściennego, łóżka polowego i kawałka pióra resoru z MALUCHA,dodatkowo wmontowałem MINUTNIK DO JAJEK, co dawało możliwość wydłużenia czasu naświetlenia do ok. 30 minut. Problemem były wstrząsy przy długich czasach naświetlenia i zastosowaniu zoomu, rozwiązałem to poprzez wahliwe zawieszenie zespołu optycznego i matrycy za pomocą czterech gum do WEKOWANIA SŁOIKÓW i układu żyroskopowego napędzanego silniczkiem elektrycznym z enerdowskiego samochodu zabawki WARTBURG. Aparat to przede wszystkim dobre SZKŁO, z racji tego, że matryca była tylko 4 pixelowa zrezygnowałem z zoomu cyfrowego, stosując jedynie optyczny, doskonałym rozwiązaniem okazała się BUTELKA PO MLEKU owinięta taśmą izolacyjną, z racji grubości denka uzyskałem zoom 20 krotny, co jak na tamte czasy było niezłym wynikiem, nie ma niestety róży bez kolców, butelka miała wytłoczony napis SPOŁEM co powodowało powstawanie dziwnych artefaktów na zdjęciach. Wybór trybu pracy odbywał się przy pomocy programatora z pralki automatycznej LUNA 385 i klawiatury basowej akordeonu Weltamister. Nie małym problemem był sam wyświetlacz, zastosowałem kineskop z telewizora turystycznego YUNOST 2, kineskop z RUBINA mimo że kolorowy był za ciężki. Teraz nadszedł czas na odpowiedni firmware aparatu. Sąsiada kumpla dziewczyny brata szwagier znał gościa, którego teść miał dojście do ZETO w Katowicach, tam też powstało odpowiednie oprogramowanie pisane w Fortranie, jako czytnik taśmy dziurkowanej zastosowanie znalazła chińska pozytywka, przekładnia z maszynki do mięsa i latarka zasilana baterią R5. Karta pamięci, tutaj zastosowanie znalazła KASETA MAGNETOFONOWA STILON GORZÓW 120 MINUT CHROMOWA, sam zapis zdjęcia odbywał się za pomocą wyciętego mechanizmu z magnetofonu kasetowego MK232 GRUNDIG, mikrofonu nie odcinałem przez co mogłem do każdego zdjęcia dograć ok. 30 sekund notatki głosowej. Kondensatory o których wcześniej wspomniałem wróciły na swoje miejsce, w połączeniu z lampą przednią od składaka WIGRY 2 dawały całkiem niezły flash o zasięgu ok 3 m, a po przetarciu szybki nawet 4. Zasilanie aparatu, tradycyjny akumulator wyjęty z POLONEZA. Prawdziwym cudem techniki był pięcio punktowy system pomiaru światła oparty na ułożonych w formie krzyża światłomierzach SWOŁOCZ 2, pięciu opakowaniach po jogurcie i wadze jedno szalkowej legalizowanej produkcji PREDOM NIEWADÓW, waga doskonale radziła sobie w trybie centralno ważonym. Pomiar odległości AF odbywał się za pomocą sklejonych ze sobą czterech taśm mierniczych po 15 metrów każda z dokładnością do plus minus 30 cm . Pilot zdalnego sterowania, to linka hamulcowa w bowdenie wymontowana z KOMARKA. Pierścień redukcyjny zrobiłem ze studzienki kanalizacyjnej, a osłonę przeciwsłoneczną i filtr UV z wiadra emaliowanego wysmołowanego od środka i naciągniętej rajstopy dziecięcej czarnej. Całości dopełniał pasek na szyję z uprzęży spadochronu desantowego i denko obiektywu pomalowane na czarny kolor z żółtym napisem SZARP, tylko taka emalia ftalowa była wtedy w sprzedaży. Znajomy lakiernik całą konstrukcję pomalował FARBĄ SREBRZANKĄ do kaloryferów za pomocą wałka, co dało bardzo gustowną obudowę aparatu. Napisy eksploatacyjne wycięte z TRYBUNY LUDU.

PIERWSZY PLENER.


Matura za mną, przede mną Bieszczady, rozpisany miałem dokładnie cały scenariusz co gdzie i kiedy będę pstrykał. Jako że teoria swoje a praktyka swoje, okazało się że ktoś mi podprowadził w pociągu akumulator, tak że wylądowałem w Cisnej z aparatem ale bez zasilania. Z zazdrością i jednakoż pewną ironią zerkałem na tych co mieli ze sobą Smieny i Zenity, a czasami i jakaś Praktika się trafiła, ale cóż ja miałem aparat cyfrowy, cztery butelki wina SAMURAJ, tyle dałem za wypożyczenie starego agregatu prądotwórczego , pięć butelek za dowiezienie mnie z tym agregatem nad Solinę, tama fotografowana z góry w dół do lustra wody, niesamowity widok, zebrał się niezły tłum ludzi, agregat chodził na najwyższych obrotach, fakt dym trochę przysłonił to co miałem fotografować, ale miałem aparat cyfrowy, reszta się nie liczyła. Wychyliłem się z nad barierki.....

Tama na Solinie
... Ręce miałem umazane towotem bo agregat nie od razu zapalał, aparat mi się wymsknął, jako że miałem założony na szyję pasek, pociągnął mnie za sobą w dół, wisiałem tak może z dwie minuty, dym opadł, kierownik tamy który towarzyszył mi od początku zorientował się o co chodzi, odciął mnie w ostatniej chwili od aparatu nożem kuchennym firmy GERLACH z miejscowej STOŁÓWKI ZAKŁADOWEJ, po dwóch sekundach było słychać plusk.





To był jak mniemam PIERWSZY NA ŚWIECIE KOMPAKTOWY APARAT CYFROWY.
Na fotografii powyżej jedyne zachowane zdjęcie z tego pleneru, zrobione jeszcze przed wypadkiem.

SPRZĘT JAKIEGO UŻYWAM.

By cokolwiek o czymkolwiek napisać, czy też wyrażać swe opinie wpierw trzeba tego "kolwieka" poznać potrzymać trochę w łapach, pobawić się nim, poznać jego możliwości, może więc na początek napisze o aparatach którymi dane mi było "pstrykać" i które były, czy też są w moim posiadaniu.


Sony DSC-505V
Sony DSC-505V
Sony DSC F-707
Sony DSC F-707
Sony DSC F-717
Sony DSC F-717











Rok 2001 - pierwszy aparat SONY 505V.

Rok 2003 - zmiana na SONY DSC F-707 - niesamowity skok jakościowy.

Rok 2004 - zmiana z 707 na Sony DSC F-717
ta sama optyka, ale lepsze oprogramowanie, rozbudowano firmware aparatu, doszła krzywa tonalna, gorąca stopka pod lampę,
USB2 i MemoryStick Pro, niestety zmieniono układ klawiszy na obiektywie, no cóż ten z 707 bardziej mi odpowiadał. Aparatu tego używam po dzień dzisiejszy. Raz tylko poszedł do serwisu w roku 2010 celem wymiany matrycy.

Rok 2007 - Sony Alfa 100 - czyli lustrzanka, dzisiaj to już "stary grat", ale dalej nim walczę.

Sony Alfa 100
Sony Alfa 100
Rok 2015 - Sony Alfa 55 - lustrzanka

Sony Alfa 5


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz